poniedziałek, 11 marca 2013

Moja cierpliwość

Jeździectwo stale uczy mnie cierpliwości, a ja niestety łatwo się na to nie godzę. Poczyniłam jednak ogromne postępy - czuję,że gdy tylko zbliżam się do konia, czas natychmiast zwalnia i pozwala moim myślom przepływać dużo swobodniej. Fantastyczne jest to, że gdy mamy już pewne doświadczenie i zapewnioną bazę wzajemnego szacunku to tak naprawdę pojawia się wiele dróg do rozwiązania problemu. Nie zawsze jestem gotowa by pewne problemy rozwiązać sama, ale wiedza pozwala mi konia nie zepsuć do czasu gdy zburzę mur. Coś niesamowitego, że tak ogromne zwierzę daje mi tyle wewnętrznego spokoju. Nagle się okazuje, że tak naprawdę na wszystko mamy czas i że warto próbować. Nie jesteśmy idealni od pierwszych minut jazdy, ale możemy się doskonalić właśnie tu i teraz. Świadomość, że ta praca przyniesie lada moment efekty bardzo napędza mnie do działania. Próby bywały nużące, zwłaszcza gdy wiedziałam bardzo niewiele. Jak, jak, jak być tak dobrą jak inni? Pewnego dnia dotarło do mnie, że jeździectwo trzeba odkrywać samemu. Pozbawić się bezsensownych podpowiedzi i zniekształconych obrazów. Zrozumiałam, że ludzie mogą się mylić. Sama muszę sprawdzić kiedy koń jest najpiękniejszy i najszczęśliwszy. Zaczęliśmy od nawiązywania wzajemnej nici szacunku. Teraz marzę by konie kochały nieść mnie na grzbiecie. Daleka droga.

O tak, żeby być dobrym jeźdźcem trzeba mieć nie tylko wiedzę, ale i cierpliwość.




niedziela, 10 marca 2013

Permanentnie głową w mur

Podczas codziennych treningów wielokrotnie marzyłam o tym, żeby swoje odczucia natychmiast notować Próbowałam wiele razy, ale nie potrafię pisać o koniach tak, jak czuję że powinnam. Za każdym razem wychodzi jakiś pseudo-inteligencki bełkot przekładany warstwami infantylnej miłości do koników. Trudno. Wychodząc na przeciw mojej wewnętrznej potrzebie - zaczynam pisać, a efekty niech sobie będą mierne. Na wstępie chcę zaznaczyć, że zdaję sobie sprawę, że jestem niemalże laikiem z olbrzymimi ambicjami i równie wielkimi brakami w umiejętnościach jeździeckich, psychologicznych, trenerskich i co ino. TRUDNO. Moje żałośnie małe poczucie własnej wartości nie będzie pomocne, ale chcę i zmierzam do tego by być dobrym jeźdźcem i wspaniałym opiekunem moich koni. Cel ambitny, a środków niewiele. 
Obserwując środowisko jeździeckie łatwo dojść do pewnego wniosku: nie wystarczy koni kochać - trzeba je kochać rozsądnie. A żeby kochać rozsądnie potrzebna jest nam szeroka wiedza. Zajmując się końmi zawsze stoimy przed jakimś murem, a gdy uda nam się zburzyć jeden - natychmiast pojawia się następny. Czasem wystarczy jedna, świadoma jazda, a czasem mur rozbieramy cegła po cegle, klnąc jak szewc już mniej więcej w połowie. Do tego trzeba przywyknąć, albo nigdy nie staniemy się lepszymi jeźdźcami dla naszego konia. Jeśli stwierdzimy, że jakiś mur nam generalnie nie przeszkadza - to czeka nas jeździecka hibernacja. Na pocieszenie: rozbieranie murów potrafi być bardzo pasjonujące. To mnie chyba najbardziej wciąga. Dróg jest bardzo wiele: szkolenia, książki, trenerzy, konsultacje... No tak, ale pieniędzy (na ogół) brak. Wiedzę zdobywam więc bardzo powoli, ale może to i dobrze: każdy nowy kęs informacji przeżuwam bardzo dokładnie i analizuję z każdej strony. I nagle okazuje się, że zdjęłam kolejną cegłę z muru - nawet nie wiem kiedy. Otwartym na wiedzę, znudzonym i bardzo bogatym oszołomom - bardzo polecam konie i jeździectwo. No jest co robić!